Ocalić tradycję - skanseny

Lato coraz bliżej….! Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej w majowej sukni

czerwona paproć blog ogrodniczy podlasie puszcza knyszyńska

Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej jest mi szczególnie bliskie. I to nie tylko dlatego, że na swojej ziemi gromadzi uwielbiane przeze mnie perełki podlaskiej architektury. Przez kilkanaście lat mijałam ten skansen codziennie. Najpierw w drodze do szkoły, potem w drodze na uczelnię, a później – w drodze do pracy. Będący wizytówką muzeum wiatrak kojarzy mi się z dojazdami do Białegostoku równie mocno co uciekające z położonego w lesie przystanku autobusy PKS 😉 Nawet pamiętam, że wiatrak i dworzec PKS dzieliło dokładnie 7 minut drogi!

Ta ikona Muzeum Wsi posiadała kiedyś śmigła powleczone płótnem. Jeśli dobrze pamiętam, często stawały się ofiarą wandali, więc z czasem zrezygnowano z ich bardzo wiernego oryginałowi wyglądu. Obecnie koźlak posiada tylko sam szkielet  śmigieł. 

Skansen założono w 1982r. Według pierwszych założeń zgromadzona w nim architektura miała odzwierciedlać układy przestrzenne podlaskich wsi. Niestety pomysł ten porzucono – z pewnością miał na to wpływ pożar, który trzydzieści lat temu zniszczył część budynków. Pierwotny układ przedstawiony jest tylko w kilku zagrodach. Nie wpływa to w  negatywny sposób na odbiór tego miejsca – jest przepiękne i swoim urokiem z pewnością skradnie serce każdego odwiedzającego. Ja uwielbiam tam wracać o każdej porze roku, i możecie mi wierzyć lub nie, ale mam kilkaset, jak nie ponad tysiąc zdjęć tego miejsca! 

Któregoś razu, w piękny, zimowy dzień wpadłyśmy z siostrą na doskonały pomysł, pozwiedzać skansen w środku tygodnia, zimą! Akurat trwała zamieć śnieżna, skansen był absolutnie pusty, brama otwarta, wszystkie drogi i ścieżki zasypane…. Widoki były bajeczne, zero zwiedzających od conajmniej kilku dni, cisza, pustka, klimat jak z baśni Andersena. Brnęłyśmy od budynku do budynku w śniegu sięgającym kolan, ale warto było! Tylko stróż nie mógł wyjść ze zdziwienia, że nam się chce, bo nikogo tam od dawna nie było 😉 

Zejdźmy jednak na ziemię! No, może nie do końca 😉 Zdjęcia, które dziś oglądacie wykonałam rok temu w maju. I tak wiem, powinnam dostać nagrodę za najgorzej prowadzoną w stronę w internecie, ale uwierzcie! Zdjęcia, które tutaj widzicie przez rok nabrały potężnej mocy. Zrobiłam je wracając z pewnego miejsca, o którym marzyłam. Miejsca, które pragnęliśmy z mężem kupić, by stało się naszym domem. Tak, równo rok temu zapadła decyzja o zakupie naszego siedliska! Te fotografie bardzo kojarzą mi się z odżywającą nadzieją na spełnienie największego marzenia. I wspominam o tym akurat teraz nie bez przyczyny. 

Ta bielona wapnem chałupa to chata ze Starej Grzybowszczyzny datowana na  drugą połowę XIX wieku. Czyli… jest rówieśniczką naszego domu. Czy nasz dom, jeszcze zanim przeniesiono go na kolonie wsi, wyglądał podobnie…? Czy miał kryty strzechą, czterospadowy dach…? Zapewne tak, bowiem położone w szczytowej ścianie belki oczapy mają na sobie zacięcia po opartych na nich krokwiach! Czyli mieliśmy dach dymnikowy!
Ta chata łączy w sobie część mieszkalną i gospodarczą – inwentarską. Zupełnie jak nasz dom. 🙂 

 Podczas tego spaceru rok temu porównywałam budynki i kierowałam wzrok w burzowe niebo, zadając pytanie w duszną przestrzeń – naprawdę, to może się udać?  To samo pochmurne niebo odpowiadało głośnym, srogim pomrukiem, zupełnie jakby chciało przestrzec nas przed ogromem odpowiedzialności i ciężkiej pracy. 

Wszystkie powroty tutaj przeżywam na nowo raz za razem. Znam niemal wszystkie miejscowości, z których pochodzą budynki. Jednymi z najbliższych mojemu sercu są budynki gospodarcze ze wsi Karczmisko. Te wzniesione z bali (a jakby nie inaczej!) budynki dzięki przeniesieniu do skansenu ocalały. Pierwotnie stały w dosłownie środku Puszczy Knyszyńskiej, na niewielkiej polanie, blisko rozdroża i tuż obok doliny rzeki Czarnej, na uroczysku o nieco specyficznej nazwie – Łazarz. Niestety los z tym miejscem nie obszedł się łaskawie. Położona na niewielkim wzniesieniu niespełna stuletnia leśniczówka spłonęła ok 2005r. Pamiętam dzień w którym doszło do pożaru. A jeszcze dokładniej pamiętam tą leśną, maleńką osadę. Pagórek, otoczony drewnianym płotem i szpalerem potężnych lip. Stojącą szczytem do drogi cudowną leśniczówkę, stromy podjazd ukryty za bramą i niewielkie podwórze, od zachodniej strony zamknięte sadem ze starych jabłoni. Dziś to miejsce w niczym nie przypomina tego ze wspomnień – nie ma sadu, nie ma szpaleru lip (i sad i lipy wycięto kilka lat temu…), nie ma owiec na śródleśnym pastwisku, nie ma ogrodu. Nie ma zaparkowanego na gumnie malucha, należącego do leśniczego. Ostał się jedynie murowany, PRL-owski budynek,  kępa piwonii, grupa liliowców, kilka maków i trzy lipy… Gdyby nie przeniesienie do skansenu, nie byłoby też zachowanych tam budynków inwentarzowych. Do teraz na samą myśl o stracie leśniczówki Łazarz boli serce. A najbardziej boli zatarcie śladów historii. Dlatego tak bardzo cieszy mnie zachowanie części budynków w skansenie. 

Budynek, który widzicie niżej, to najbardziej okazały budynek skansenu – dwór z Bobry Wielkiej. Kilka lat temu przeszedł renowację. Doskonale widać go z pobliskiej krajówki. Ma za sobą kawał historii –  ma ponad 200lat i przeszedł naprawdę wiele! Kiedyś przyciągał do swojej “rodzinnej” wsi artystów i był miejscem spotkań “śmietanki towarzyskiej”. Odwiedzała go Eliza Orzeszkowa (przyznawać się, kto z własnej woli przeczytał “Nad Niemnem” i nie poległ na opisach brzegów rzeki!), malarz Jan Stanisławski (uwielbiam jego prace i często się do jego obrazów odwołuję) i fotograf Jan Bułhak. Życie dworu w czasach PRLu fotografował Adam Nowicki – tutaj serdecznie zapraszam do zapoznania się z jego twórczością. Mówić, że jest inspirująca, to jakby nie powiedzieć nic. Adam Nowicki podczas swoich podróży fotografował podlaskie, przygraniczne wsie, takimi jakimi były naprawdę. Zdjęcia są odarte ze sztucznej,  infantylnej aury, ale pełne wdzięku i uroku opartego na realiźmie. I to dla mnie prawdziwy obraz sielskości. Fotografie Pana Adama da się wyszukać na Facebooku. Na stronie nazwanej jego imieniem i nazwiskiem można też nabyć album fotograficzny. Zachęcam do zapoznania się z całego serca!

Taka wsparta na czterech słupach szopa na siano nazywana jest brogiem. Bróg,  czyli zadaszony stóg to coś co pamiętam z krajobrazu mojej rodzinnej wsi. Nasze brogi były kryte tarcicą, takich ze strzechą niestety nigdzie nie widziałam. Dwa czy trzy koślawe brogi jeszcze tam są. Spowite wrześniowymi, podnoszącymi się z łąk mgłami mają w sobie coś magicznego.  Ciekawostka – brogi mają zwykle ruchomy dach, którego wysokość można regulować. 

Przy następnej wizycie w skansenie muszę się brogom przyjrzeć. I tym z moich rodzinnych łąk także! Mam wrażenie, że wysoko, tuż pod dachem mojej stodoły schowano taki rozmontowany bróg. Na pewno mam tam pod dachem ogromną tyczkę (stożynę) wokół której składano w stogu siano. Musiała długo służyć, ma gładką, pozbawioną jakichkolwiek drzazg i zadr fakturę. Zawsze gdy na nią patrzę, wyobrażam sobie ilość siana, które zbierano w stóg. A co za tym idzie ilość pracy – koszenie kosą, którą trzeba co chwilę ostrzyć osełką, grabienie długimi, samodzielnie wykonanymi grabiami z drewnianymi zębami, wrzucanie siana na szczyt stogu, a potem zebranie i przewiezienie do stodoły i tak w kółko.

Popatrzcie na strzechy na dachach… prawie każdego budynku. Wyobraźcie sobie, jaką skalę musiały mieć pożary dawnych wsi. Na przykład takich ulicówek, gdzie domy były położone ciasno jeden obok drugiego… koszmar… A dajmy do tego dachy dymnikowe, w których dym ulatywał tuż pod kalenicą, w szczycie domu. Taki dach widać na początku posta, ma go chata z Grzybowszczyzny. 
Niestety niektórym osobom brakuje wyobraźni. Przyjeżdżając do skansenu na festyny dosłownie ZAWSZE widuję osoby, które popalają papierosa i strącają popiół na przeschnięte trawniki tuż obok obiektów… Nie napiszę, co o tym myślę. 

czerwona paproć blog ogrodniczy podlasie puszcza knyszyńska

Moja siostra trafnie nazywa nasz nowy stary dom skansenem. Oczywiście mamy kopańkę, wydłubaną z jednego kawałka pnia. Identyczną jak ta ze zdjęcia poniżej. W większej kopańce można przygotować solankę i wymoczyć w niej mięso. Można też zagnieść ciasto. Lub wykąpać małe dziecko 😉 

Mam na swojej liście marzeń kilka obiektów. Jednym z nich jest mały wiatrak – koźlak. Dokładnie taki jak ten!!! Nie wiem po co mi w sumie, ale można chyba czegoś pragnąć, bo tak? Bardzo marzy mi się też spichlerz, pełniący rolę domku ogrodnika. 

W ostatnich latach skansen powiększył się o kilka ciekawych obiektów. Rok temu zaczęto składać kolejne budynki na tyłach skansenu. Teraz są już kompletne i część z nich można zwiedzać. Lubię takie nowości, mam więcej pretekstów do częstego zwiedzania skansenu, za każdym razem widzę coś nowego! Oczywiście nowe domy od razu zyskały eleganckie ogródeczki. W tym roku przybyło roślin, mają też tabliczki z nazwami. 

W tym budynku byłam w tegoroczne Zielone Świątki. Ma świetną ekspozycję. Ogromny ruski piec, krzyże i napisy wyryte cyrylicą na ścianach. I kompletne krosna z bardzo ładną nawleczoną na nie tkaniną. I skoro już jesteśmy przy temacie zbiorów zgromadzonych w skansenie, koniecznie wykupcie przewodnika na zwiedzanie indywidualne. Skorzystałam z tej opcji kilka lat temu i to był strzał w dziesiątkę! Takie zwiedzanie kosztuje grosze, a przewodnik oprowadzi Was po ekspozycjach wewnętrznych i odpowie na każde, nawet najbardziej upierdliwe pytanie, sprawdziłam to 😉 Świetna ekspozycja jest w dworze z Bobry Wielkiej. Muszę tam wrócić i zobaczyć ją raz jeszcze. Tym bardziej, że podobno trafiła tam pochodząca z mojej wsi kapliczka nadrzewna z inskrypcją. I krzyż kuty z miejscowości rodzinnej mojego męża. 

Jeśli jesteśmy przy temacie ekspozycji, to w muzeum pojawiła się niedawno szkoła z Kalinowa Solek. Ma chyba najciekawszą wystawę szkolną, jaką do tej pory widziałam. Na otwarcie nowego budynku zostali zaproszeni jej dawni uczniowie. A na ścianach wiszą usprawiedliwienia nieobecności… więcej nie zdradzę, ale można się uśmiać, widząc ich treść. 

Ten budynek sporo mówi o tradycjach zielarskich i ogrodniczych. Ma też najpiękniejszy sztuczny chleb, jaki w życiu widziałam. Osoby, które wykonują “jedzenie” na potrzeby ekspozycji z pewnością miały szóstkę z plastyki. 

Jednak laur za najbardziej udaną udawaną chałkę wciąż spoczywa na głowie skansenu w Sierpcu 😉 . Ale o tym muzeum niedługo, zdradzę tylko, że w Sierpcu prawie dostałam zawału na widok kobiet pochylonych nad umierającym mężczyzną. Oczywiście były to kukły, ale ugięły mi się nogi i co przeżyłam w pierwszej sekundzie, to moje. 

Dom z Dąbrowy Moczydeł to jedna z najbardziej rozpoznawalnych chałup skansenu. Bardzo często widzę ją na zdjęciach w sieci. Nie ma co się dziwić, ma przecudowny, mocno zdobiony ganek. I teraz wstyd się przyznać, ale nigdy nie zwiedziłam jej w środku. To też muszę nadrobić!

czerwona paproć blog ogrodniczy podlasie puszcza knyszyńska
czerwona paproć blog ogrodniczy podlasie puszcza knyszyńska

Nie wszystkie budynki skansenu można zwiedzać. Do niektórych nie można nawet blisko podejść. Niektórzy zwiedzający czasem się troszkę oburzają, ale czy… Wy chcielibyście, żeby zaglądano Wam w okna? Tak, niektóre budynki są zamieszkiwane przez pracowników! Praca marzeń 😉 A jeden z budynków nawet można wynająć. Ciekawskich uprzedzę, że urządzony jest w stylistyce “klasy turystycznej”, czyli wewnątrz nie przypomina starej chałupy. Ale i tak uważam spędzenie nocy w skansenie za coś ekstra!

Ten ciekawy obiekt “na nóżce” to gołębnik. Jest przepiękny! Tutaj mam dla Was kolejną ciekawostkę. Taki gołębnik można zobaczyć także w Białymstoku na osiedlu Bagnówka. Nie pamiętam dokładnego adresu, ale to dobrze – Bagnówka jest tak piękna, że warto na spacer po niej poświęcić dłuższą chwilę. 

Polecam spacer po skansenie każdemu! I białostoczanom i przejezdnym. Po wizycie w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej można dobrze zjeść w pobliskiej knajpie – w Folwarku Nadawki. A z samego skansenu można wrócić z ciekawą książką. Skansen wydał ich całkiem sporo, Ci którzy czytają moje posty regularnie, już domyślają się z czym wyskoczę. Każdy miłośnik architektury Podlasia powinien zapoznać się z książką autorstwa Artura Gawła “Zdobnictwo drewnianych domów na Białostocczyźnie”. Ostatnio Muzeum stworzyło nowe, poszerzone wydanie tej publikacji.
Osoby, które do skansenu mają za daleko, mogą zapoznać się z dobrze zbudowaną, interaktywną stroną internetową. Chyba żaden skansen nie ma tak bogatej w treści witryny. Jest ona sprzężona z kanałem na Youtube, prowadzonym bardzo merytorycznie. Przy tworzeniu tego posta wspierałam się zawartymi tam informacjami. 

Uwielbiam to miejsce za jego dostępność. I oczywiście za to,  że odnajduję tu obiekty z dobrze znanych mi wsi. Mimo, że jestem tu coraz częstszym gościem – wciąż mam wiele do zobaczenia i wysłuchania.

I pomyśleć, że kilka lat temu, jakoś siedem czy osiem, stałam na jednej ze skansenowych alejek podczas studenckich zajęć.  Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ciekawe zajęcia zamienią moje życie w pasję.  Że każda z tych ścieżek zacznie przyciągać mnie jak magnes, prowadząc z czasem w kierunku jednej drogi. A im częściej na ową drogę trafiałam, tym pewniej stwierdzałam, że to wszystko od samego początku miało ogromne znaczenie, którego nie da się nazwać – tak po prostu – przypadkiem. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *