Wszystkie powroty tutaj przeżywam na nowo raz za razem. Znam niemal wszystkie miejscowości, z których pochodzą budynki. Jednymi z najbliższych mojemu sercu są budynki gospodarcze ze wsi Karczmisko. Te wzniesione z bali (a jakby nie inaczej!) budynki dzięki przeniesieniu do skansenu ocalały. Pierwotnie stały w dosłownie środku Puszczy Knyszyńskiej, na niewielkiej polanie, blisko rozdroża i tuż obok doliny rzeki Czarnej, na uroczysku o nieco specyficznej nazwie – Łazarz. Niestety los z tym miejscem nie obszedł się łaskawie. Położona na niewielkim wzniesieniu niespełna stuletnia leśniczówka spłonęła ok 2005r. Pamiętam dzień w którym doszło do pożaru. A jeszcze dokładniej pamiętam tą leśną, maleńką osadę. Pagórek, otoczony drewnianym płotem i szpalerem potężnych lip. Stojącą szczytem do drogi cudowną leśniczówkę, stromy podjazd ukryty za bramą i niewielkie podwórze, od zachodniej strony zamknięte sadem ze starych jabłoni. Dziś to miejsce w niczym nie przypomina tego ze wspomnień – nie ma sadu, nie ma szpaleru lip (i sad i lipy wycięto kilka lat temu…), nie ma owiec na śródleśnym pastwisku, nie ma ogrodu. Nie ma zaparkowanego na gumnie malucha, należącego do leśniczego. Ostał się jedynie murowany, PRL-owski budynek, kępa piwonii, grupa liliowców, kilka maków i trzy lipy… Gdyby nie przeniesienie do skansenu, nie byłoby też zachowanych tam budynków inwentarzowych. Do teraz na samą myśl o stracie leśniczówki Łazarz boli serce. A najbardziej boli zatarcie śladów historii. Dlatego tak bardzo cieszy mnie zachowanie części budynków w skansenie.