Soce, Trześcianka, Puchły – trzy wsie, połączone szlakiem Krainy Otwartych Okiennic.
Każdą z tych miejscowości charakteryzuje wspólna, kręta droga historii oraz niezwykle duży udział tradycyjnej, efektownie zdobionej architektury drewnianej.
Pierwsze informacje o istnieniu Soc pochodzą z 1560 roku. Nie powinno to wcale dziwić, gdyż właśnie w XVIw. Królowa Bona wprowadziła pomiarę włóczną. Reforma rolna obejmowała przekształcenie układu przestrzenno-funkcjonalnego wsi; działki jednakowej szerokości zabudowano budynkami o określonych wymiarach, tworząc niwę mieszkalną. Za wzniesionymi szczytem do drogi domami znajdywały się budynki gospodarcze, w tym ustawiona w poprzek wąskiej działki stodoła. Otaczające osadę pola dzielono na trzy: jare, ozime oraz te leżące odłogiem. Schemat taki okazał się być na tyle korzystny, że utrzymywano go przez następne wieki. Wiele wschodnich miejscowości do dziś posiada ten charakterystyczny układ zabudowy. Wątek wsi ulicowych na Podlasiu jest o tyle interesujący, że zgłębię go w najbliższym czasie w osobnym, bardziej szczegółowym poście.
Soce złożone są z dwóch równoległych ulic posiadających swoje lokalne nazwy – Mokrany i Suchlany. Oddziela je rzeka Rudnia. Co ciekawe budynki położone po południowej stronie ulic, ustawione są “tyłem” do bruku, tak by komora (upraszczając – pomieszczenie nazywane dziś spiżarką) znajdywała się w północnej, pozbawionej okien – a co za tym idzie chłodniejszej – części domu.
Zdobnictwo domów południowo-wschodniej części regionu jest efektem mieszania się wpływów architektury polskiej z rosyjską. Mieszkańcy okolicznych wsi tworząc misterne, drewniane detale, inspirowali się ozdobnymi budynkami carskich pałaców, leśniczówek, stacji kolejowych i cerkwi. Spory wpływ na adaptację rosyjskich wzorców sztuki miało zjawisko bieżeństwa, czyli powrotu lokalnej ludności z przesiedlenia w głąb Rosji. Zniszczone w wojennym chaosie domy odbudowywano, wprowadzając podpatrzone, a później zmodyfikowane wedle własnej fantazji dekoracje. Stopień i charakter zdobień domu świadczył nie tylko o statucie i guście rodziny, ale często też o wykonywanej przez mieszkańców profesji. Soce, Trześcianka oraz Puchły wchodzą w skład Krainy Otwartych Okiennic, szlaku powołanego w 2001r. w celu ochrony tej zapierającej dech, zabytkowej zabudowy.
Przez kilka lat zbierałam się do odwiedzenia choćby jednej z tych malowniczych wsi, aż wstyd się przyznawać, że dotąd byłam jedynie w Trześciance, a i to wyłącznie przejazdem. I tym razem, przejazdem, jadąc odwiedzić moich przyjaciół minęłam ozdobną tablicę kierującą na szlak Krainy Otwartych Okiennic. Ale akurat miałam ze sobą aparat, jeden obiektyw (więcej – niestety, a może stety nie pomieściłam w motocyklowej sakwie…) i postanowiłam sobie nie darować! Wracając zjechaliśmy z asfaltu w boczną drogę, prowadzącą do Soc. Teraz serdecznie Wam polecam przemęczyć się i wjechać do Soc jedną stroną a wyjechać drugą! Krajobrazy po drodze są naprawdę niesamowite. Z uwagi na podróż motocyklem i późną porę nie sfotografowałam mijanych widoków, ale zaufajcie – przydrożne krzyże, katolickie czy prawosławne, pola, łąki, lasy, stare wiklinowe ogrodzenia (które widziałam pierwszy raz poza skansenami), wszystko to buduje napięcie i jest godne choćby chwili uwagi. Drogę wybraliśmy najgorszą z możliwych, asfalt przeplatał się z nawierzchnią szutrową, koła motocykla uciekały na boki, a podskakująca od wszechobecnych dziur sakwa torturowała mój aparat. Ostatnie promyki zachodzącego słońca oświetlały szczyty domów jednej z najpiękniejszych wsi Podlasia. Czas na zdjęcia umykał. Miałam 40 minut na uwiecznienie tego, co najlepiej oddawało charakter tego miejsca. Zapraszam Was na wspólny spacer brukowanymi ulicami Soc i mam nadzieję, że ta miejscowość skradnie również Wasze serca.
Moją uwagę przykuły kaskady kwiatów, wylewające się przez płoty. Ogromne łany rudbekii i słoneczniczków oddzielały posesje, w ogromnych grupach prezentowały się zachwycająco. I naprawdę niewiele domów ukryło się za żywopłotem! Większość posesji zdobiły przedogródki, tworzone przez gatunki uznawane za tradycyjne: lilie, liatry, aksamitki, kosmosy, floksy, piwonie, funkie czy malwy. Co ciekawe, we wsi zachowało się bardzo dużo wysokich drzew. O zgrozo, to coraz rzadszy widok nie tylko na wsiach, ale i w każdej przestrzeni. A tutaj miła niespodzianka – kasztanowce, lipy i klony górują nad dachami i wychylają się nad brukową ulicą. Ktoś nawet poszanował okazały, ale chorowity kasztanowiec, zostawiając mu lukę w nowym ogrodzeniu.
Oczywiście zdobnictwo domów gra tutaj ogromną i bezsprzecznie wyróżniającą rolę. W Socach nie sposób jest odnaleźć dwa identyczne domy. Każdy z nich różni się kolorystyką, szalówką i detalem. Jak widać da się mieszkać wyjątkowo, ale w spójnym stylu z sąsiadami. I to w zgodzie z historią. Każdy dom ma te same proporcje oraz tą samą wysokość, niemal wszystkie budynki stoją pod kątem prostym w stosunku do ulicy. Ten ulicowy układ nadaje całej wsi rytmiczności, a co za tym idzie – wrażenia porządku.
Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać fakt, ile pracy i dbałości o szczegóły włożono w budowę wiejskich domów, które pierwotnie nie były zamieszkiwane przez osoby bardzo zamożne czy obyte ze sztuką jako dziedziną nauki. Kunszt i dokładność zdobień jest niesamowita. Każdy z domów ma idealne proporcje, wypracowane przez lata doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Współcześnie mało kto porywa się na tak skrupulatną pracę. A szkoda! Obecnie w większości marketów można nabyć elektryczną wyrzynarkę czy ostrza do pił. Kiedyś to było nie do pomyślenia, a każdy gospodarz upiększał swoje domostwo przy pomocy prostych narzędzi… nie wierzę też, że miał na to więcej czasu niż współczesny człowiek. W moich oczach te domy są stokroć piękniejsze niż współczesne drewniane. A, choć nie gardzę zabytkowymi pałacami, wiejską architekturę podziwiam o wiele szczerzej.
Im dłużej patrzę na poniższe zdjęcia, tym bardziej utwierdzam się w swoich dość staroświeckich przekonaniach. Otulony winoroślą dom nieśmiało pokazuje to, co ma w sobie najpiękniejsze. Posiada on bogate zdobienie szczytu w postaci naprzemiennie ułożonych tafli szalówki. Niektórzy podlascy gospodarze decydowali się na porzucenie popularnej w tym regionie “jodełki” i układali deski w różnorodne, nieraz niepowtarzalne wzory.
Wejście główne do większości starych domów prowadzi przez ganek. Na fotografii u dołu widzicie werandę, czyli ganek w zabudowanej wersji. Werandy często zdobiono finezyjnymi oknami. Ileż wysiłku włożono w ten mozaikowy układ szyb i listewek! Gospodarz doskonale zadbał o szczegóły. Dwuspadowy daszek posiada podwójną wycinankę – drewnianą oraz wyciętą w skraju blaszanego poszycia. Zwróćcie też uwagę na ukośny układ szalówki po obu stronach drzwi. Poza uroczą architekturą moje spojrzenie przykuła kolorystyka – drzwi domu doskonale korespondują z barwą rudbekii nagich z pierwszego, zmiękczonego nieostrością planu. Ciekawe, czy te “złote kule” znalazły się tam przypadkiem…
Skoro znów powróciłam do tematu roślin – zerknijcie też na ogrody przyścienne. Na wąskich działkach sporo szerokości zabierały dojazdy do głębiej położonych gospodarstw. Ogród przyścienny nie tylko doskonale wypełniał lukę między najdłuższą ścianą a drogą, ale również wspaniale prezentował się w sąsiedztwie okien. Domy zdają się wyłaniać z kwiatów jak z obłoków.
Niestety nie każdy dom ma tak dużo szczęścia. Niektóre z nich stoją opuszczone i zapomniane. Ten widać, że większość czasu był zamieszkały – okiennice były otwarte tak długo, aż zasłoniły ściany domu przed naświetleniem pod wpływem słońca. Po zamknięciu na deskach domu ukazała się fotografia, upamiętniająca chwile, w których te cztery ściany tętniły życiem.
Szczęśliwie kraina okiennic pozostaje Krainą Otwartych Okiennic. Większość domostw jest bardzo zadbana, niektóre zdobienia zostały zakonserwowane, inne dodane niedawno. W okolicy kilka osób zajmuje się tworzeniem drewnianych ornamentów, podtrzymując lokalną tradycję. Warto zwrócić uwagę na motyw ptaków, powielany w nadokiennikach oraz na tabliczkach z numerami domostw. Jeszcze częściej pojawiają się wzory roślinne – kwiaty, liście czy spiralnie skręcone pędy. Wprawne oko wypatrzy również rozety, przypominające gwiazdy Dawida. Nie zawsze powinny być utożsamiane z judaizmem – ornament ten ma swoje korzenie w wierzeniach słowiańskich, gdzie gwiazda kojarzona była odradzającym się życiem, a co za tym idzie – urodzajem i dobrobytem. Tego typu zdobienia miały stanowić też ochronę przed złymi mocami, umieszczano je więc ponad wejściem do domu. Podobne znaczenie mają również przypominające wschodzące słońce półkola ułożone z desek szalówki czy tafel szkła. Z czasem symbolika pogańska przeplotła się z chrześcijańską; tego typu ornamentyka powierzała opiekę nad domostwem Matce Bożej. Prowadząc tą myśl nieco dalej, widok ażurowych krzyży we wzorzystych wycinankach staje się oczywistym.
Szczyty, czyli trójkątne ściany pomiędzy obiema połaciami dachu posiadają dodatkowy daszek, zwany okapnikiem. Chroni on konstrukcję domu przed zamakaniem podczas deszczu. Niektóre domy posiadają w swoich elewacjach zdobione okienka szczytowe z dekoracyjnymi ramami.
Jeśli zaczniecie przyglądać się dokładniej, albo udacie się w te okolice sami, zwrócicie uwagę, że niektóre elementy zdobnicze są wspólne dla wielu domów. Z prostego powodu – były wycinane z tego samego szablonu. Stąd też “powtórki” na różnych domach w tej samej okolicy, stąd też cechy charakterystyczne poszczególnych obszarów. Co ciekawe, jeden z nadokienników zawędrował w moje rodzinne strony (ok. 60km dalej), gdzie nie spotyka się aż tak bogatych ornamentów.
Nie tak dawno temu ta prosta ławka zapewne stanowiła główny punkt spotkań towarzyskich. Obecnie starsi, często schorowani i samotni ludzie mają coraz mniej sił by spędzać czas na dworze. Nowoczesne technologie, takie jak szeroko dostępna telewizja, również przyczyniają się do zmiany w sposobie spędzania wolnego czasu. Poza tym, dawna wieś funkcjonowała jako wspólnota, której członkowie byli od siebie mocno zależni. Więzi te pielęgnowano, spędzając wspólnie każdą wolną chwilę. Na duchu podniósł mnie fakt, że pod płotami stało parę całkiem nowych ławeczek.
Soce prezentują się cudnie podziwiane z każdej perspektywy. Przytłumione światło tworzyło niesamowite kontrasty, a wszystkie czernie stawały się doskonałym tłem dla jasnych detali. Szczególnie ujął mnie widok położonych na bok wanien w uginającym się pod ciężarem jabłek sadzie. Naturalnie oddawał sielski i niewymuszony krajobraz miejscowości żyjącej we własnym tempie. Niestety zapadający zmrok ocucił mnie z fotograficznego szaleństwa. Z wielkim bólem złapałam ostatnie kadry, rzuciłam pożegnalne spojrzenie za swoje plecy i udałam się w powrotną drogę.
Wszystkich Was zachęcam do odwiedzenia całego Szlaku (gdy to piszę, mogę dumnie powiedzieć, że już to zrobiłam). Zachęcam też to zjechania z trasy i poznania kilku innych okolicznych wsi, ponieważ perełek w tym rejonie jest naprawdę sporo i można tu odnaleźć swoje ulubione.
Wszystkich Was zachęcam do odwiedzenia całego Szlaku (gdy to piszę, mogę dumnie powiedzieć, że już to zrobiłam). Zachęcam też to zjechania z trasy i poznania kilku innych okolicznych wsi, ponieważ perełek w tym rejonie jest naprawdę sporo i można tu odnaleźć swoje ulubione.
W Socach byłam ostatni raz w sierpniu 2017r. Niestety część brukowanych ulic nie istnieje. Kocie łby, wygładzone kołami historii zastąpiono kostką brukową. Jednak jestem pewna – odwiedzę to miejsce raz jeszcze. Z dużo większym zapasem czasu w kieszeni.
Zainteresowanych ornamentyką architektury podlaskiej odsyłam do książki A.Gawła “Zdobnictwo drewnianych domów na Białostocczyźnie”, z której korzystałam tworząc ten post. Opisując historię wsi oparłam się na znanej nam wszystkim Wikipedii 😉 Poszukuję również osoby, która zna historię kamiennej kapliczki oraz jest w stanie rozczytać widniejący na niej napis.
4 thoughts on “W Krainie Otwartych Okiennic – Soce”
Piękne, wyjątkowe miejsce 🙂 Sama pochodzę ze wsi, o której pierwsze wzmianki pochodzą z 1273r, mamy tam duży dwór (mieszka w nim moja rodzina,więc mam okazję czasami go sobie obejrzeć) i ten sam układ domów w centrum wsi (pod kątem prostym do ulicy), niestety u nas może ze dwa domy zachowały swój charakter, reszta niestety pokryta jest styropianem i brzydkimi kolorami farby :/
Piękne zdjęcia i wyczerpujący opis tej wyjątkowej architektury. Szkoda, że na wsiach zanika zjawisko jedności a w raz z nią spotkania na ławkach. Opisane wsie na pewno odwiedzę, jeżeli będę w okolicy, ponieważ odnoszę wrażenie, że są to miejsca tajemnicze i chciałbym poznać ich historię, porozmawiać z osobami, które mieszkają tam od urodzenia. Być może wtedy wrócę do tego postu i opiszę w komentarzu historię kamiennej kapliczki 🙂