Trochę poopowiadam Wam o roślinach szczególnie atrakcyjnych zimą. I pominę kwestię tujek, lizakowych sosen szczepionych na pieńku i innych atrakcji ogrodów współczesnych. A dlatego, że w tradycyjnym, historycznym ogrodzie wiejskim roślin zimozielonych nie było. Kojarzone były z lasem – miejscem zamieszkałym przez nieposkromnione moce. Nie było i już. To co się trafiało to rodzime jałowce pospolite, wiązane z opiekuńczością czy cisy, które kiedyś rosły na terenie niemal całego kraju. Trafiały się też świerki, ale nie te małe i ozdobne, chętnie nasadzane w ogrodach, tylko te pełnowymiarowe, leśne świerki pospolite. Współczesne gusta i potrzeby nieco się zmieniły – dobrze i z umiarem wkomponowane w luźne i naturalistyczne rabaty krzewy czy drzewa iglaste w dobrze dobranych odmianach szkody dla krajobrazu nie robią, w końcu cechą historii jest jej zmienność.
Zimową ozdobą jednego z ogrodów był głóg, którego czerwone owoce (o ile nie zostaną zjedzone przez ptaki) dość długo utrzymują się na gałęziach. Głóg to taka ciekawa roślina, która nie wiadomo czy jest bardziej krzewem czy drzewem. Osiąga kilka, do nieco ponad pięciu metrów wysokości, z wiekiem przechodząc z postaci gęstego krzaczaka w formę wielopiennego drzewka. W kształtowaniu pokroju drzewka pomagają jej sarny i inne zwierzęta roślinożerne, które ostrożnie, uważając na ciernie, zgryzają dolne gałęzie. A czasem pomagamy jej w tym sami, usuwając dolne gałęzie. Głóg to jedna z moich ulubionych roślin – ze względu na gęste, wabiące owady kwiecie, koralikowe owoce i ten cudowny, niesforny pokrój.
2 thoughts on “Kozłowy Ług, Boratyńszczyzna”
Jak zwykle wędrówka z Tobą to sama przyjemność! Bardzo ciekawy post, na przykład nie miałam pojęcia o tych łańcuchach:)
Bardzo, bardzo mi miło! Mam nadzieję, że jeszcze czymś uda mi się zaskoczyć 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂